Witaj

Dyskografia

Sklep

MP3

Wideo

 

Piosenki liryczne

 

Płyta "Piosenki liryczne" wraz z książką "Wołosatki - dyskografia,teksty, zdjęcia".
Przeczytaj tekst piosenki, klikając w jej tytuł.
Do niektórych piosenek dołączono próbkę dźwiękową.

 


Zapomniałam sobie w Bieszczadach,
zagubiłam się w brzasku dnia.
Rozpuściłam włosy na halach,
starym bukom dodałam lat.

Zadziwiły się połoniny,
zatarł ślad mój bieszczadzki trakt.
Nawet drobne okruchy pamięci
porozrzucał po lasach wiatr.

By przeżyć to, co w sercu wciąż miłością się tli.
By przeżyć
spokój zwykłych, dobrych, szczęśliwych dni
I to co było, i co będzie,
i nie spełnione sny.

Przegoniłam mgłę po ścierniskach,
pozwoliłam odpocząć snom.
Wygasiłam ogień w ogniskach,
przeżegnałam zielony dom.

Jeszcze tylko trochę popatrzę,
jeszcze w duszy wyrzeźbię ślad.
I odejdę, i znowu powrócę,
by spróbować tak jak od lat...

By - przeżyć...


Od rana włóczę się po mieście,
Ciepły wiatr wodzi mnie za nos.
Każdym oddechem błogosławię
Mój niedorzeczny, głupi los.
Zda się - nie żyję - jestem żyta
I myślę chyba wciąż na wspak
Niemądrej głowie, którą kiwam
- i wszędzie mówię "tak"!

Nie mam już w sobie żadnych słów,
Które bym rzucał nadaremnie,
Prócz tej radości, tego smutku,
Co sam się wydobywa ze mnie.

Nie mam już w sobie żadnych słów,
Którymi chciałbym w świat uderzyć.
Pytam się szeptem i dlatego,
Ażeby jeszcze głębiej wierzyć.

Nie mam już w sobie żadnych słów,
Ani mi żadnych nie potrzeba.
Ty do mnie przemów, utajona
W wysokich wiekach, prawdo nieba.

Bez żadnych "ale" moi złoci,
Jakim sposobem? Po co? Kto?
Znamy się wszyscy osobiście
I słońce świeci, nie ma co.

I tak najlepiej, najszczęśliwiej,
Wielkie "nic" da największą treść.
Kupimy sobie garść winogron
I śmiejąc się będziemy jeść.

Nie mam już w sobie żadnych słów...


Zanurzyłam się głęboko w jesieni -
w pustym parku zbudzonym nad ranem,
ułożyłam na żwirowej alei
z martwych liści Twoje imię kochane.

Ref.:
Już za chwile
wstanie słońce,
zliże z liści
na śniadanie
krople rosy
- brylantami się rozświecą.
Na dzień dobry
zgodnym chórem
zawtórują ptaki, które
nie zdążyły
i już nigdy nie odlecą.

Zanurzyłam się głęboko w jesieni,
brzoza płaczem zaniosła się niemym,
gdy radosna wkładałam na głowę
welon mgły, sięgający do ziemi.

Ref.:
Już niedługo
przyjdą śniegi,
świat okryją.
Białym pledem zaśnie słońce,
ptaki zaczną coraz ciszej...
Z okna znów
powieje chłodem,
mróz oddechem
pełnym lodu
Twoje imię
gdzieś na szybie wypisze.


Wciąż szukam ciepła, a drogą wiatr hula.
Ktoś zgasił słońce, bliższa mi koszula.
Z Szarości wyjdę promieni poszukam
na pięcioliniach i w starych bukach

Przysuń się bliżej do mojej gitary
w niej drzemią dawne historie
przysuń się tutaj bliżej...
Przysuń się bliżej weź kilka nutek
Na złość zmarzniętym dłoniom
Przysuń się tutaj bliżej...

Powiedz o górach świat rozpięknieje
powiedz o ludziach obudź nadzieję
Poszukaj w sobie mnie samego
Poszukaj we mnie kogoś bliskiego

Przysuń się bliżej...


Kolejny dzień przecieka nam przez palce.
Czas płynie. Mówią, że leczy rany.
Jak wygrać w tej nierównej walce?
Jak żyć, by nie być tym przegranym?

Spróbuj złapać wiatr w żagle,
Wyruszyć, nieważne skąd
I płynąć, aż ujrzysz nagle
W oddali nieznany ląd.
W oddali nieznany ląd.

Daj się ponieść marzeniom.
Niech one wyznaczą Ci szlak.
Unieś się lekko nad ziemią,
Czuj się jak wolny ptak!
Jak wolny ptak...

Życie jest krótkie. Szkoda go na łzy.
Nie warto płakać, choć wiatr wieje w oczy.
Wystarczy uwierzyć we własne sny,
A wszystko się dobrze potoczy.

Spróbuj złapać wiatr w żagle,
Wyruszyć, nieważne skąd
I płynąć, aż ujrzysz nagle
W oddali nieznany ląd.
W oddali nieznany ląd.

Daj się ponieść marzeniom.
Niech one wyznaczą Ci szlak.
Unieś się lekko nad ziemią,
Czuj się jak wolny ptak!
Jak wolny ptak...


Kiedy nas zwali z nóg
Zawieja oblodzonych słów,
A każde pęknie w ustach,
Tak jak pęka lód.
Gdy nasze nogi do podłogi
Przymarzną śliskim soplem drogi
I gdy lodowcem spłynie z nas
Zmarznięta łza.

I gdy oceanem spłynie
Lodowiec łez po zimie.
Powodzią wzruszeń zmyje z nas
Stracony czas.
Staniemy znów na własne nogi
Te odklejone od podłogi
Gdzieniegdzie będzie swędzieć sól
I ból.

Sól łez, co roztopione płyną,
Żal, że się jest tym, kim się było,
Ból, bo bez bólu nie ma szans
Na sól, na żal.

Kiedy nas zwali z nóg
Zawieja oblodzonych słów,
A każde pęknie w ustach,
Tak jak pęka lód.


Lato przed czasem skończyło się,
za oknem ciągle moknie deszcz,
W dziurawym palcie po ulicach krąży wiatr.
Ile kłopotów przybędzie nam,
Niewyjaśnionych złośliwych spraw?
Przeczekać przyjdzie kiepskie dni,
więc zapukaj czasem w moje drzwi.

I znów czajnik zacznie cicho gadać,
Do rozmowy wciągnie filiżanki dwie.
W miękkim fotelu obok mnie usiądziesz Ty
I po kątach się rozejdą nasze sny.

Codzienna pogoń za czasem
Do reszty pochłania nas.
Nie pamiętamy już żadnych zdarzeń,
Starzy znajomi odeszli w świat.
Więc zapomnijmy co gnębi nas
w ten szary jesienny zmierzch,
Do komina dołóżmy drew,
odszukajmy siebie z tamtych lat.

I znów czajnik...


Chcesz to nazwę tę ziemię twoim imieniem.
Chociaż wiesz, że to nie znaczenia.
Przyjdzie czas, który wszystko odmieni jak trzeba.

Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie,
Śnieżnobiała flotylla popłynie po niebie.
Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie
Papierowy admirał.
Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie...
Na okręcie z papieru pożeglują do Ciebie
Papierowe marzenia.

Zima za progiem, a my wciąż tacy sami.
Od ostatnich świąt nic się nie zmieniło.
Rozmowa z Panem Bogiem pod tymi samymi gwiazdami,
Jakby czas nie płynął, jakby nic nie było.

Z niepokojem patrzymy na siebie,
Chociaż wiesz, że to nie ma znaczenia.
Przyjdzie czas, który wszystko odmieni jak trzeba.

Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie,
Śnieżnobiała flotylla popłynie po niebie.
Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie
Papierowy admirał.
Na okręcie z papieru pożegluje do Ciebie...
Na okręcie z papieru pożeglują do Ciebie
Papierowe marzenia.


Przekraczamy próg naszych czterech ścian
Wykrojonych z dębowego pnia.
Lipiec wonny pełen barw, przez otwarte zawsze drzwi,
Wprowadzamy pod gościnny dach.

Jeszcze nam drąży pamięć
Przeciągły skowyt aut.
Jeszcze drga pod powieką
Miasta kamienna twarz,
Ale jak ograny film
W zapomnienie pójdą wnet,
Gdy muzykę do stołu podamy jak chleb.

Przekraczamy próg naszych czterech ścian
Wykrojonych z dębowego pnia.
Na pogodnych dni masz przed płomieniem czujną straż,
Przybijamy podkowę na drzwiach.

Jeszcze nam drąży pamięć...

Wy, które w miastach w noc świecicie
zawsze cierpliwie i jednako,
od których blask w zaułki idzie,
iluminacja dla biedaków;
na które pijak w noc zimową,
pijak, co, dokąd idzie, nie wie,
spojrzy z zadartą w górę głową
i mruknie: - Może jestem w niebie?
Żegnajcie, żegnajcie kochane latarnie

Wy, jakakolwiek okolica,
wasze przychylne światła gości,
czy w tym Paryża, gdzie w księżycu
kochałem się bez wzajemności;
czy w tym Londynie nad Tamizą,
gdzie mgła jest snem, a wiatr histerią,
kędy "latarnie światłem gryzą",
o czym już pisał T. S. Eliot -
Żegnajcie, żegnajcie kochane latarnie

Wy, co śpiewacie noce całe
dopóki Wenus nie poblednie,
wy, pod którymi przeczytałem
trzykroć Danta Boską komedię;
wy, które nic nie niepokoi,
wieczne i kształtne jak sonety,
co przebaczacie światłem swoim
ludziom i miastu, jak kobiety -
Żegnajcie, żegnajcie kochane latarnie.


Kupię ci cieplutki szal
I bukiecik fiołków z paprocią.
I pójdziemy ulicami poprzez deszcz
Na spacer pachnący wilgocią.

Ulicami, które ktoś oczyści,
Przejdą ludzie i wiatr przeleci.
I nawieje na nie nowych liści
I zakurzy je i znów nie zaśmieci.

Taki spacer na jesienne zapomnienia,
Na zadumę, zwariowany czas.
Na gorące serca dwa, na zapewnienia,
Że to miłość, że się coś zaczęło w nas

A wieczorem kiedy będzie ciemno,
Popatrzymy na światła z daleka.
I będziemy innym znów zazdrościć,
Że tam w domu ktoś na nich czeka.

A wracając pomyślę ze smutkiem,
Że jest mgła i że niepogoda.
I że życie tak głupie i krótkie.
Ludzi żal i kwiatów mi szkoda.

Taki spacer na jesienne zapomnienia,
Na zadumę, zwariowany czas.
Na gorące serca dwa, na zapewnienia,
Że to miłość, że się coś zaczęło w nas.


Dorwały nas deszczem,
przegoniły wiatrem
i zdały na siebie.
W przygodnym nam domu
miejsca nie zagrzały
w tym górskim niby niebie.

Ref.:
I dziury w tym niebie
wiatrem łatane,
w bacówce tylko my sami.
I nic nie mówimy,
tylko dotyk ręki,
by nie psuć chwil
co przed nami.

A mrok — sprzymierzeniec
przygarnął mi ciebie
ciepło — twoje ręce.
Ech, stara bacówko
niebo w nas się rodzi,
przyjaźń, czy coś więcej?

Ref.:
I dziury w tym niebie...


Kiedy ptaki z niedalekiej północy przylecą,
Zatrzepocą skrzydłami za oknem.
I usiądą, by odpocząć,
I od wiatru, co w kominie by grał,
Wilgotnieją coraz częściej oczy.

Choć prognozy coraz lepsze z dnia na dzień,
Dużo słońca, trawa jeszcze się zieleni.
To z daleka czasem mruknie coś,
Jak lawina, jak trzęsienie ziemi.

Pozbieramy kartki ze starych kalendarzy,
By w papierach mieć porządek.
Wyrzucimy kilka wierszy,
Poczekamy, może jeszcze coś się zdarzy,
Może wpadnie parę groszy przed pierwszym.

Choć prognozy coraz lepsze z dnia na dzień,
Dużo słońca, trawa jeszcze się zieleni.
Choć lawina przeszła obok nas,
Wciąż czekamy na trzęsienie ziemi.

Choć prognozy coraz lepsze z dnia na dzień,
Dużo słońca, trawa jeszcze się zieleni.
Choć lawina przeszła obok nas,
Wciąż czekamy...


Choć nie my parzymy dłonie kubkiem
I nie my skłóceni z echem złym
I to nie naszą pelerynę mole jedzą,
Lecz to nas w bacówce gwiazdy złote śledzą.

Tyle dni nie może spłoszyć wspomnień,
Żyją w Was zadziorne, mimo lat.
Wasze wspomnienia dla nas stają się legendą,
W którą chcemy wpisać kilka własnych dat.

Dzisiaj nasze głosy budzą dzień zaspany,
A nocami odstraszają niechciany sen.
Dziś to my kroniki sobą wypełniamy.
W Wołosatem zostawiamy serca swe

Może dziś rozbudzą się marzenia.
Taka noc powinna wstrzymać czas.
Wasze piosenki z naszych ust już tak nie zabrzmią.
Takich słów czekamy też o każdej z nas.

Dzisiaj nasze głosy budzą dzień zaspany...


Nawet i to się jakoś nie upiekło,
Bo w końcu Antek został Antkiem Piekło.
I poszedł sobie, no nie ma rady,
Do swej krainy, w te swoje Bieszczady.

A myśl płynęła, jak na wietrze liście.
A my biegłyśmy wyobraźnią za nią.
Uwierzyliśmy w prawdy oczywiste,
Że w naszym piekle mieszka jeden anioł.

Choć musi dźwigać piekielne nazwisko,
A świat nie głaszcze go za nic – bo po co.
Duszą anielską przeobraża wszystko,
Ciepłą gawędą upiększa świat nocą.

W Antkowym piekle można raj smakować,
Przyjaźni prostej uczyć się, jak z księgi.
Plecy zgarbione uśmiechem prostować,
Otwartym sercem koić świata lęki.


Pora już radosny kończyć śpiew,
Odejść stąd, przez szare życie nieść
Tę melodię ulotną jak wiatr,
W słowach tych zaklętych kilka prawd.

To jest nasza ballada na "do widzenia",
Na lepszy los, pogodny sen, przychylność gwiazd.
Nim czas, złośliwy czas wszystko pozmienia
Żegnamy was, żegnamy was.

Jeszcze dźwięk ostatni w strunach drży,
Jeszcze ślad przygody w oczach masz.
Zanim dnia zamykane trzasną drzwi
Zaśpiewajmy, zagrajmy jeszcze raz.

To jest nasza ballada...


Za krótka noc, powychodziły drzewa z cienia.
Dobrze nam z sobą, szkoda, że zaczynamy drzemać.
Ogniska blask zostawił ślady nam na twarzach,
Ale już brzask, czerwony płomień się rozmazał.

I szary popiół już na żar zaczyna się kłaść.
Dajmy sobie spokój, trzeba iść już spać.
Dzień nas zaskoczył, za parę godzin trzeba wstać.
Gdy szczypią oczy trzeba iść już spać.

Za wczesny świt z nadejściem mógłby jeszcze zwlekać,
Poranne mgły sennością ciążą na powiekach,
Wilgotnym chłodem za plecami szumi zboże.
Pragniemy snu, a jeszcze szkoda się rozchodzić.

I szary popiół...

Poranna rosa błyszczy na trawie, dłonie ziębi.
Czas się podnosić z powilgotniałej nagle ziemi.
Zaczął się dzień i wszystko w nim się może zdarzyć.
Już ptaków śpiew, za chwilę słońce się pokaże.

I szary popiół...

Spłynął na ziemię pierwszej gwiazdy promień,
Najcichszej z nocy pora wyjść na przeciw.
Pędzi z nowiną mróz - świąteczny goniec,
By, jak co roku, miłość w nas wzniecić .

Na Willię, na święta, na Rok Nowy
Życzenia szczęścia znów nad światem mkną.
Niech moc truchleje, a nadziei płomyk
Niechaj ogrzeje ciepłem swym nasz dom.

Jak sople lodu topnieją zawiści,
Sercom zmęczonym słów tak mało trzeba.
Tak wiele pragnień noc ta może ziścić,
Ta noc, gdy księżyc świeci bochnem chleba.

Na Willię na święta, na Rok Nowy...

Spłynął na ziemię pierwszej gwiazdy promień,
Szronem na szybie kolędę zapisał.
Łamią opłatek już matczyne dłonie -
To pora wspomnień, pora ukołysań.

Na Willię na święta, na Rok Nowy...

Połączyła nas muzyka
Przeżyć  
Żadnych słów  
Imię twoje
Ballada dla Leszka  
Marzenia Eli  
Zawieja oblodzonych słów  
Po prostu zapukaj
Papierowe marzenia  
Przekraczamy próg  
Pożegnanie z latarniami
Taki spacer  
Noc w bacówce  
Prognozy coraz lepsze  
Wam...  
Piekło w Bieszczadach
Ballada pożegnalna  
Za krótka noc  
Wilijna pastorałka

Galeria

Jubileusze

Koncerty

Facebook

Linki

Licznik

2502726
Dzisiaj
W tym miesiącu
Poprzedni miesiąc
231
7814
12151

Twoje IP: 18.97.9.168

Migawki



 

design © JM

© 2022 Harcerski Zespół Wokalno-Instrumentalny Wołosatki